Podczas studiów miałam okazję popracować w sklepie z wysokogatunkową kawą i herbatą, gdzie nie tylko trzeba było herbatę sprzedawać, ale też o niej opowiadać, pomagać w wyborze, radzić, jeśli chodzi o sposoby parzenia.
Przez te półtora roku sporo się o herbacie dowiedziałam, a pijąc dzień po dniu herbaty naprawdę dobrej jakości nauczyłam się nawet rozróżniać poszczególne gatunki klasycznych herbat po smaku :)
Ale nie o sobie chciałam tu opowiadać. Skoro 2drink jest blogiem o napojach, to czas w końcu odstawić drinki i zająć się czymś bezalkoholowym. Ale bez obaw, przepisy na drinki też będą się pojawiać.
Chciałabym podzielić się z Wami informacjami na temat herbaty – ale nie takimi standardami, jakie możecie znaleźć wszędzie, tylko swoimi wrażeniami, poradami co do wyboru herbaty, sposobami parzenia. Opowiem także, jakie najdziwniejsze pytania zadają klienci :) Na początek kilka ogólników o tym, jakie skarby można znaleźć w sklepie z herbatą.
Herbata czarna – czyli taka, jaką my, Polacy pijemy najczęściej. Czyli innymi słowy – to taka „zwykła” herbata. Choć najdroższe gatunki czarnej herbaty, jakie spotkałam, kosztowały nawet 60-70 zł za 100 gramów (to taka wyjątkowa herbata z pierwszych zbiorów, o której jeszcze przy okazji opowiem), więc wcale taka zwykła nie była. Czarna herbata pochodzić może z Indii (popularny Assam), Chin (Yunnan), Cejlonu, Nepalu, a także z Afryki – np. Kenii. W sklepach z herbatą mamy ogromny wybór czarnych klasycznych herbat, ale także mieszanki herbaciane z dodatkami – owocami suszonymi, płatkami kwiatów, skórkami cytrusów lub aromatami.
Herbata zielona – picie zielonej herbaty jest od dłuższego czasu modne, bo i jest to zdrowa herbata. Mamy do dyspozycji wiele różnych gatunków zielonej herbaty – jedne są bardziej „rybie” i – co tu dużo mówić – śmierdzące (choć jak się polubi ich smak to już nie śmierdzą), a inne – mniej intensywne jeśli chodzi o zapach i łagodniejsze w smaku. Zielone herbaty sprowadza się z Japonii i Chin, oprócz klasycznych herbat bez dodatków możemy kupić także te z dodatkami owoców, skórek cytrusów, płatków kwiatów itp.
Herbata biała – to dla wielu osób nowość, choć odkąd Lipton wypuścił białą w piramidkach, więcej osób usłyszało, że w ogóle taka herbata istnieje. Wbrew pozorom – nie zaparza się na biało, choć dla wielu klientów „taka herbata to nie herbata”, bo herbata musi mieć ciemny kolor :) Biała herbata jest delikatniejsza od zielonej, ale niestety jest też mniej więcej dwa razy droższa – to dlatego, że do produkcji białej herbaty wykorzystuje się głównie pączki zbierane z samego czubka krzewu herbacianego.
Herbata czerwona – to nie jest herbata dla każdego. Dobra gatunkowo czerwona herbata ma specyficzny, ziemisty, piwniczny zapach. Dlaczego? Bo ta herbata leżakuje. Z nią jest jak z winem – im starsza, tym ma lepsze właściwości zdrowotne. Niestety też im starsza, tym bardziej śmierdzi i bardziej smakuje ziemią. Ale zapewniam – można jej smak polubić, jeśli wypije się odpowiednią ilość szklanek, można się nawet od niej uzależnić :) Tam, gdzie pracowałam, mieliśmy różne czerwone herbaty – leżakujące 5, 7, 10, a nawet 20 lat. Ta ostatnia kosztować może ok. 50 zł za 100g. Mówiąc „herbata czerwona” mam na myśli Pu Erh, choć czasem do grupy czerwonych herbat zalicza się także Oolong, ale to już historia na osobny artykuł.
Herbatki owocowe – czyli mówiąc najprościej, mieszanki owoców, skórek i płatków kwiatów. Najczęściej mają w swoim składzie hibiskus – dużo hibiskusa, bo on nadaje herbatce czerwoną barwę. Ale mają także suszone owoce, np. mango, kandyzowane owoce, które uwielbiam wyjadać z herbacianej mieszanki (np. papaje), płatki słonecznika, bławatka i wiele wiele innych dodatków. Fajne do picia zamiast herbaty albo po wymieszaniu z czarną herbatą.
Yerba mate – to co prawda nie herbata, ale zioło, które w herbaciarniach także można kupić. Te małe, zielone listki pochodzą z ostrokrzewu paragwajskiego, mają właściwości pobudzające, ale w smaku – klasyczna yerba jest dość specyficzna. Mnie przypomina troszkę smak tytoniowy, więc nie jestem wielką fanką czystej yerba mate, ale podobnie jak w przypadku czerwonej herbaty – po kilku szklankach mogę się nawet do yerby przekonać.
Rooibos – to moje ulubione zioło z półek sklepów z herbatą. Rooibos to też zioło, czerwono krzew, pochodzi z Afryki Południowej. Ma przyjemny, lekko słodkawy, odrobinę miodowy smak i mnóstwo właściwości zdrowotnych – między innymi pomaga na rozmaite bóle, np. menstruacyjne. Oczywiście jak wszystkie inne herbatki, także i rooibosa kupimy w czystej postaci lub z dodatkami owoców, płatków, aromatów.
Lapacho – to niezwykłe zioło, a właściwie nie zioło, ale kora drzewa, którą się zaparza i pije. Pomaga ponoć w walce z nowotworem, ale przede wszystkim wspomaga odporność. Jak smakuje? No cóż – jakbyśmy zalali wodą kawałek drewna i wypili napar. Ale to bardziej lekarstwo niż coś, co pije się dla przyjemności, a skoro ma leczyć, to nie musi smakować jak cukierki :)
To najważniejsze cuda, jakie możemy znaleźć na półkach sklepów z herbatą. Opowiem o nich trochę w kolejnych wpisach, a jeśli macie jakieś herbaciane pytania – zostawcie komentarz, chętnie odpowiem na wszystkie :)
Witam
Dobrze wiedzieć,do kogo można się ”zgłaszać” z wszelakimi pytaniami dotyczącymi herbaty ;) Lubie napić się dobrej herbaty (choć z takimi wspomnianymi 50zł/100g to nie miałem do czynienie i raczej mieć nie będę heh). Zazwyczaj kupuję takie zwykłe ”sklepowe” herbaty liściaste. Dawniej często piłem pu-erh ale jakos bez cukru nie mogłem się przyzwyczaić. Teraz pije tylko zieloną (bez cukru),te takie standardowe herbaty,o aromacie pigwy czy cytryny (wszystkie tańsze ”sklepowe” herbaty zielone,które są w sprzedaży to chyba sencha?). A mam pytanko,jak to jest z tym ”profesjonalnym” parzeniem i temperaturą wody?Ja po zagotowaniu czekam około 8 minut (nie mam żadnego specjalistycznego sprzętu do mierzenia temperatury wody heh)i zalewam na 4-5 minut. Przy okazji chciałbym zapytać jaki rodzaj zielonej herbaty z tych sprzedawanych na wagę mogłabyś polecić? Z chęcią poczytam jeszcze jakies herbaciane wpisy :) Pozdrawiam
Witam! Jeśli chodzi o zieloną herbatę, to ja zawsze polecam zapamiętać taką zasadę trójek – po ugotowaniu wody czekamy 3 minuty, potem parzymy herbatę przez 3 minuty, a te same listki herbaciane możemy zaparzyć 3 razy. Oczywiście te torebkowe się do tego nie nadają, ale generalnie takie trzyminutowe parzenie powinno wystarczyć. Więcej jeszcze z pewnością o zielonej napiszę.
A co do liściastych herbat godnych polecenia – na początek poleciłabym spróbować czegoś z dodatkami, np. zielonej z trawą cytrynową albo z jakimiś płatkami kwiatów. A jeśli chodzi o klasyczną – to zależy, czy lubisz delikatniejszą czy mocniejszą. Jeśli delikatniejszą – ja lubię np. Banchę, a jeśli mocniejszą – Gunpowder jest fajny.
Gratuluję pomysłu, ale na litość, Pani Agnieszko, gdzie Nepal, a gdzie Afryka?
O matko, faktycznie z rozpędu tak napisałam :) Dzięki za czujność, już poprawione :))
Ja uwielbiam zielone. Ostatnio zasmakowałam zielonej z jaśminem:) bardzo ładnie pachnie:) i smakuje oczywiście:)
Uwielbiam rooibosa i piję w na prawdę dużych ilościach. Myślę, że dzięki niemu podniósł mi się poziom żelaza we krwi:P